Dorzucę jeszcze małe post scriptum do wczorajszego posta o Słowianach Połabskich. Grzebiąc niedawno w Internecie trafiłem na niebanalny artykuł pod tytułem… "O reslawizację Wschodnich Niemiec". Pomysł jego można streścić tak: trzeba stworzyć państwo dwu-trzymilionowe państwo łużyckie oraz państwo połabskie — od Hamburga przez Berlin do granicy z Polską (na Odrze i Nysie ma się rozumieć). Pięknie, ale co z niemieckojęzycznymi mieszkańcami tych terenów? Wywieźć wszystkich jeszcze bardziej na Zachód? O nie, autor do takich rozwiązań uciekać się nie zamierza, ale nie znaczy to wcale, że jego plany pozbawione są rozmachu.
Po pierwsze, pisze pomysłodawca, w Niemczech od dawna istnieje ruch dążący do zrzucenia niemieckiego jarzma i powrotu do słowiańskich korzeni. Mieszkańcy wschodnich Niemiec zaczynają się ku temu organizować, czując swoją odrębność od reszty Niemiec. Ruch został zahamowany, ale nie zniszczony przez represje hitlerowskie. Co więc należy zrobić, aby ich zamiary urzeczywistnić?
W Łużycach mówiący po łużycku "musieliby posiąść możność reslawizacji swych zgermanizowanych ziomków" (pięknie powiedziane, prawda?). Tak samo, jak w Irlandii wprowadzano język irlandzki w społeczeństwo mówiące niemal wyłącznie po angielsku, łużycki poprzez szkolnictwo wypierałby niemiecki. Powiedzmy, prawie tak samo — z małą poprawką na konieczność wysiedlenia Niemców na terenie między Dolnymi a Górnymi Łużycami, żeby powstał jednolity ośrodek słowiański w państwie.
Proste, prawda? Ale co tu zrobić z terenami Słowian Połabskich — wszak od 200 lat jedyny słyszany tam język słowiański to najwyżej polski. To, co zostało po Drzewianach, to ewentualnie gdzieniegdzie strój ludowy. Reslawizacja w takich warunkach? Da się zrobić! Skoro Żydom w Palestynie udało się zrewitalizować hebrajski, w końcu wymarły o wiele dawniej niż połabski — pisze autor — dlaczego nie udało by się tak ze słowiańskim językiem w północnych Niemczech? Trzeba, żeby odpowiednia ilość osób poczuwająca się do słowiańskich, połabskich korzeni wróciła do języka przodków — a dalej już pójdzie. Przez pewien czas językiem potocznym i urzędowym byłby niemiecki, ale powoli zastępowano by go przez połabski. Nad wszystkim czuwałaby ONZ.
"O reslawizację Wschodnich Niemiec" stworzył nasz rodak. Żeby nieco usprawiedliwić powyższe szalone pomysły — tekst powstał tuż po II wojnie światowej. Jeśli ktoś chce przeczytać całość — jest dostępna na stronie Polic. Jeśli ktoś nie ma ochoty i zastanawia się, co to ma znaczyć, że naplotłem tu tyle rzeczy bez związku ze słownikami i Wikisłownikiem — proszę bardzo, rzecz o rzeczy w połabskim i polskim.
23 stycznia 2009
22 stycznia 2009
Jak się drzewiej słowniki tworzyło
Język połabski, używany przez Słowian na terenach od dzisiejszej północnej Brandenburgii do Dolnej Saksonii, jest językiem, w którym nikt nigdy nie pisał (a przynajmniej nic nam o tym nie wiadomo) i który zdążył wymrzeć, zanim zajął się nim ktokolwiek o wykształceniu językoznawczym (nadłużej przetrwał w odosobnionych wioskach plemienia Drzewian, ale w XIX wieku nikt już się nim nie posługiwał). Co wcale nie przeszkadza temu, by powstał np. słownik połabsko-angielski. Mowa tu o "Polabian-English dictionary" naszych rodaków Kazimierza Polańskiego i Janusza Sehnerta; istnieją zresztą słowniki po polsku i niemiecku, a nawet opracowania gramatyki. Jak to możliwe? Posiadamy źródła z czasów, gdy mówiono jeszcze po połabsku, i choć ich autorzy (z jednym małym wyjątkiem) nie posługiwali się opisywanym przez siebie językiem, obecni naukowcy są w stanie metodami porównawczymi zrekonstruować w pewnym stopniu mowę Słowian Połabskich.
Cała ta konstrukcja wydaje się po zapoznaniu się z okolicznościami zupełnie niewiarygodna, wręcz szarlatańska — a jednak udała się (choć należy pamiętać, że jest to przybliżone odtworzenie wycinka języka). Zobaczmy bowiem: słowa spisywali amatorzy zaciekawieni "egzotyczną" mową: filozof (sam Leibniz), matematyk, pastor oraz sołtys (jako Drzewianin jedyny Słowianin i jedyna osoba znająca język w tym towarzystwie). Słowniki były tworzone bardziej jako ciekawostka niż jako coś praktycznego (użytkownicy połabskiego mieszkali na wsi, musieli ze względu na okoliczności i tak znać niemiecki, więc dla Niemca nie było sensu uczyć się ich języka). Stosunek do połabskiego dobrze obrazuje sprowadzenie na dwór króla Hanoweru kobiety mówiącej w drzewiańskim połabskim — by jaśnie pan usłyszał dziwny język zanim ów zniknie. Badacze-amatorzy zapisywali słowa niemieckim alfabetem, tak, jak potrafili — bo nie wiedzieli, jak można by inaczej.
W sumie dość zabawne są problemy, jakie wiążą się ze stworzonymi przez nich słownikami. Przytaczane wypowiedzi nie zawsze są prawidłowo podzielone na wyrazy — co nie powinno dziwić, bo kto miałby robić rozbiór gramatyczny zdania: wypytywani niepiśmienni ludzie czy odpytujący Słowian, którzy często w ogóle nie rozumieli tego, co piszą? W jednym słowniku spisanym po francusku jest część dotycząca różnych zwrotów z języka codziennego; obok pytań po francusku pojawia się tekst po połabsku — ale tekst odpowiedzi zamiast tłumaczenia pytania. Ot, najwidoczniej odpytywani ludzie nie dogadali się z badaczem, co chce uzyskać (od razu przychodzi mi na myśl Świat Dysku Pratchetta i góry "Nie Wiem", "Jakaś Góra", "Twój Palec Idioto", pozostałość po odkrywcach zapisujących fonetycznie odpowiedzi tubylców na pytania o okolicę).
Jeden z autorów słowników z tamtych czasów, pastor von Jessen, wspomniał o problemach, jakie napotkał w trakcie pracy. I tu zaczyna się zabawa: znającymi połabski byli prości ludzie żyjący na wsi. Mało ich obchodziła pomoc w jakichkolwiek "badaniach": od poniedziałku do soboty ciężko pracowali i nie mieli na nic czasu, a w niedzielę chcieli mieć po prostu święty spokój. Pastor był więc w kropce i dopiero po długich staraniach znalazł jednego chłopa, który zgodził się z nim regularnie rozmawiać. I całe szczęście, bo inaczej nie było by słownika von Jessena, uznawanego ze względu na staranność pastora za jedno z najważniejszych źródeł wiedzy o połabskim. Autorzy "Polabian-English dictionary" czynią na podstawie koncentracji słownictwa wokół różnych tematów obserwację, że Drzewianie, jako prości ludzie, mieli w języku słowa tylko na to, czego sami doświadczali, natomiast bardzo mało na tematy abstrakcyjne itp. Wyliczają więc rzeczy, które składały się na życie typowego Słowianina na tych terenach (cytuję z pamięci): "uprawa roli, las, owoce leśne, ptaki; jedzenie, picie, handel, walka, wojna, prostytucja". Ciekawe, prawda? Wśród brakujących słów wymieniają… krzesło — ubodzy Drzewianie w domach siedzieli na ziemi, krzeseł nie mieli, więc też i na nie określenia. Ostatecznie określenie na krzesło zostało zapożyczone do połabskiego z niemieckiego.
Ciekawe, jak dużo słowników powstało w ten sposób: wyjeżdża naukowiec na głęboką prowincję, chodzi za autochtonami i uprasza ich o poświęcenie chwili czasu, a w końcu głowi się, jak zapisać, co usłyszał, bo odpytywany nie jest w stanie mu pomóc. Hej, ktoś narzekał, że jest trudno tworzyć Wikisłownik?
Cała ta konstrukcja wydaje się po zapoznaniu się z okolicznościami zupełnie niewiarygodna, wręcz szarlatańska — a jednak udała się (choć należy pamiętać, że jest to przybliżone odtworzenie wycinka języka). Zobaczmy bowiem: słowa spisywali amatorzy zaciekawieni "egzotyczną" mową: filozof (sam Leibniz), matematyk, pastor oraz sołtys (jako Drzewianin jedyny Słowianin i jedyna osoba znająca język w tym towarzystwie). Słowniki były tworzone bardziej jako ciekawostka niż jako coś praktycznego (użytkownicy połabskiego mieszkali na wsi, musieli ze względu na okoliczności i tak znać niemiecki, więc dla Niemca nie było sensu uczyć się ich języka). Stosunek do połabskiego dobrze obrazuje sprowadzenie na dwór króla Hanoweru kobiety mówiącej w drzewiańskim połabskim — by jaśnie pan usłyszał dziwny język zanim ów zniknie. Badacze-amatorzy zapisywali słowa niemieckim alfabetem, tak, jak potrafili — bo nie wiedzieli, jak można by inaczej.
W sumie dość zabawne są problemy, jakie wiążą się ze stworzonymi przez nich słownikami. Przytaczane wypowiedzi nie zawsze są prawidłowo podzielone na wyrazy — co nie powinno dziwić, bo kto miałby robić rozbiór gramatyczny zdania: wypytywani niepiśmienni ludzie czy odpytujący Słowian, którzy często w ogóle nie rozumieli tego, co piszą? W jednym słowniku spisanym po francusku jest część dotycząca różnych zwrotów z języka codziennego; obok pytań po francusku pojawia się tekst po połabsku — ale tekst odpowiedzi zamiast tłumaczenia pytania. Ot, najwidoczniej odpytywani ludzie nie dogadali się z badaczem, co chce uzyskać (od razu przychodzi mi na myśl Świat Dysku Pratchetta i góry "Nie Wiem", "Jakaś Góra", "Twój Palec Idioto", pozostałość po odkrywcach zapisujących fonetycznie odpowiedzi tubylców na pytania o okolicę).
Jeden z autorów słowników z tamtych czasów, pastor von Jessen, wspomniał o problemach, jakie napotkał w trakcie pracy. I tu zaczyna się zabawa: znającymi połabski byli prości ludzie żyjący na wsi. Mało ich obchodziła pomoc w jakichkolwiek "badaniach": od poniedziałku do soboty ciężko pracowali i nie mieli na nic czasu, a w niedzielę chcieli mieć po prostu święty spokój. Pastor był więc w kropce i dopiero po długich staraniach znalazł jednego chłopa, który zgodził się z nim regularnie rozmawiać. I całe szczęście, bo inaczej nie było by słownika von Jessena, uznawanego ze względu na staranność pastora za jedno z najważniejszych źródeł wiedzy o połabskim. Autorzy "Polabian-English dictionary" czynią na podstawie koncentracji słownictwa wokół różnych tematów obserwację, że Drzewianie, jako prości ludzie, mieli w języku słowa tylko na to, czego sami doświadczali, natomiast bardzo mało na tematy abstrakcyjne itp. Wyliczają więc rzeczy, które składały się na życie typowego Słowianina na tych terenach (cytuję z pamięci): "uprawa roli, las, owoce leśne, ptaki; jedzenie, picie, handel, walka, wojna, prostytucja". Ciekawe, prawda? Wśród brakujących słów wymieniają… krzesło — ubodzy Drzewianie w domach siedzieli na ziemi, krzeseł nie mieli, więc też i na nie określenia. Ostatecznie określenie na krzesło zostało zapożyczone do połabskiego z niemieckiego.
Ciekawe, jak dużo słowników powstało w ten sposób: wyjeżdża naukowiec na głęboką prowincję, chodzi za autochtonami i uprasza ich o poświęcenie chwili czasu, a w końcu głowi się, jak zapisać, co usłyszał, bo odpytywany nie jest w stanie mu pomóc. Hej, ktoś narzekał, że jest trudno tworzyć Wikisłownik?
Subskrybuj:
Posty (Atom)