22 maja 2007

Zejście (z tematu, ale co za różnica)

Hm. Tak więc, zając, dość nieśmiało, postanowił się przywitać. Jego nieśmiałość wynika z tego, iż nie wie, jak bardzo jest ten blog nieoficjalny ^^"
Ninejszym zając postanawia także, że chociaż tutaj zaprzestanie pisania o sobie w trzeciej osobie, który to zwyczaj nie wynika z jego wybujałego ego, lecz z przyzwyczajenia złego, przez otoczenie w postaci maniery narzuconego (z wrażenia zacząłem rymować, nie szkodzi, że prymitywnie).

Jednocześnie z pewną dozą niezadowolenia rejestruję fakt, iż nie ma tu funkcji podglądu == to oczekiwanie to chyba wikizboczenie.
Wymyśliłem nowe schorzenie!
Proszę w tej chwili o Nagrody Nobla wręczenie.

Chyba mi ciepie*.

Taak...
Myślę, że skoro już się wypłakuję, to może wyliczę to, co miałem lub mam w planach zrobić, a czego nie zrobiłem lub mi się nie chce zrobić:
  • przyimki islandzkie -> wykasowane ze strony użytkownika i porzucone
  • przyimki niemieckie -> niedokończone
  • słownik tematyczny: Fonologia -> nawet nie zaczęty, co wynika z mojego lenistwa i zamotania w zmyślnym systemie tabelek na Wikipedii
  • utworzenie indeksu dla języka gockiego -> to dopiero po słowniku tematycznym, a skoro tamten stoi w miejscu...
  • Arbeit
  • Schule
  • sehen
  • sprawa połączeń "da(r)-" i "wo(r)-" z przyimkami, którą ignoruję mimo zamieszczenia notatki na stronie
  • rozwijanie indeksu języka islandzkiego
Na pewno jest tego więcej, ale nie chce mi się nawet przypominać, co jeszcze.

Właściwie to powinienem się zabrać za uzupełnianie mojego portfolio z języka niemieckiego, które musi być gotowe na jutro, a jak na razie to leży w kącie pokoju i kwiczy radośnie z nieprzygotowania.
Albowiem jutro zając... tfu... ja... mam egzamin ustny z języka niemieckiego. I muszę na niego przynieść portfolio. A portfolio jest dokładnie w takim samym stanie, jak przed trzema miesiącami, kiedy to mieliśmy je pokazać germanistce na lekcji. Wtedy to zostałem serdecznie o... solony za to, że - według zdania germanistki - moje portfolio to "repetytorium, a to nie ma być repetytorium, tylko kompendium wiedzy!". Tak, to nadal jest repetytorium, a nie kompendium wiedzy. A za to ma być trzydzieści punktów o.O

Boję się tego egzaminu. Przeżyłem już jeden egzamin ustny. Na konkursie z języka niemieckiego. Wiłem się i kręciłem na tym krześle w mojej efektownej jak twór nieboży marynarce i cÓdownych przykrótkich spodniach do kompletu (właściwie bardziej odpowiednio byłoby nazwać to kąpletem), jąkając się i spoglądając lękliwie na trojga członków komisji. No cóż... komisja świetnie się bawiła. Byli wręcz ucieszeni moją wypowiedzią. Miny im zrzedły, kiedy przeszedłem do historyjki skleconej na poczekaniu na podstawie czterech obrazków. Było to rozkoszne lovestory. Zaczynało się ono tak, że pewnego dnia zapracowana pani prawnik poszła do teatru, gdzie oglądała przedstawienie, w którym chodziło o to (zawarłem historię w historii - błąd, droga na skróty), że papuga zakochała się w kocie (z wzajemnością). Tej pani to przedstawienie się niezwykle (!) podobało. Lecz nagle... za kulisami miał miejsce (tak, wiem, językoznawcy nie lubią tego wyrażenia :P) wybuch i wszystko zaczęło płonąć. Wszystko, czyli scena i sektor dla widowni. I ta pani bardzo się przestraszyła, a tak w ogóle to nie zaczyna się zdania od "i", a interpunkcja jest bebe i zemdlała. Pani, nie interpunkcja. I ona by spłonęła (pani, nie interpunkcja), ale wyratował ją z ognia ten pan, który był treserem papugi i kota. I oni się w sobie zakochali. Ta pani i ten pan, bo papuga i kot byli już zakochani. I się pobrali i zamieszkali w wielkim domu. Wraz z papugą i kotem. Ale ich szczęście nie trwało długo, bowiem pewnego feralnego dnia kot zginął pod kołami samochodu, a papuga umarła z rozpaczy. A ta pani i ten pan zaczęli się kłócić. I się rozwiedli i żyli długo i szczęśliwie.

Tak to w skrócie wyglądało.

Należy nadmienić, iż zając (nie przemogę się) zakończył swą historię uroczym zdaniem: "Und dann haben sich die Frau und der Mann schneiden lassen"**. W tym momencie członkowie komisji zrobili oczy jak denka od butelek. Zając poniewczasie zauważył swój błąd i, podczas gdy komisja zbierała szczęki z okolic Chin, wyjąkał kilka słów usprawiedliwienia, jednocześnie krztusząc się ze śmiechu.
Ahm...

Złe wspomnienia powracają. Chyba z wrażenia skończę. W końcu muszę coś zrobić z tym portfolio. Dziękuję za uwagę, danke fir ire ałfmerkzamkajt, jakby to powiedziała moja koleżanka z klasy, o której nie będę opowiadał, bo obiecałem sobie, że już nie będę jej obgadywał.
No dobrze, i tak ją obgaduję w każdej wolnej chwili, ale co tam.

P.S. Mam dziwne wrażenie, że trochę zszedłem z tematu Wikisłownika. Ekhm.

*Ciepie mi -> nie kontroluję tego, co piszę, co może być wynikiem słuchanej piosenki, rozmowy na gadu-gadu i/lub wypicia kawy.
**Zdanie miało oznaczać "Pani i pan się rozwiedli". Rozwieść się to po niemiecku "sich scheiden lassen". A zając powiedział "schneiden lassen". W rezultacie wyszło na to, że oni się nie rozwiedli, tylko... dali się pociąć.

3 komentarze:

Equadus pisze...

Nie przejmuj się, Zając. Ja planuję zrobić gwarę myśliwską, skończyć co bardziej znane frazeologizmy, zaimki niemieckie wiszą, słownik staropolski też... Ale spoko. To się wszystko powoli zrobi :)

tsca pisze...

I jak poszedł egzamin, dałeś się pociąć? :) (A podgląd jest).

Equadus pisze...

I jak, Zając? Jak wrażenia? Nie odzywasz się...